Znowu usłyszałem pytanie czy nie boję się wozić nieznanych ludzi. Odpowiedziałem standardowo, że jak się ma na tylnej kanapie 60 kg psa, to nie ma się czego bać. Choć dzisiaj, nawet bez psa, nawet jakbym był strachliwy, to tę podwózkę i tak bym uskutecznił.
Płazów (ktoś wie gdzie jest Płazów?), już za centrum wioski, latarnie się skończyły, widać znak końca terenu zabudowanego. Nic tylko dodać gazu. Tyle, że w ciemności majaczy postać machająca z pobocza. Chwilę przed zatrzymaniem okazało się, że zatrzymam się przed bramą cmentarza.
Miły starszy pan zapytał, czy można do Narola (ktoś wie gdzie jest Narol?). Jasne, że można! Zwłaszcza, że też wracałem z cmentarza. Co prawda oddalonego o 400 km, ale nie ma Świąt od trzech lat, jeżeli nie pojadę zapalić świeczki. Tyle, że ja jestem w tej dobrej sytuacji, że mam (w miarę) sprawny samochód. A ten miły starszy pan stał pod tym cmentarzem ponad godzinę.
Jeżeli ktoś sprawdził w Google gdzie Płazów, gdzie Narol, stwierdzi pewnie: w godzinę można to z buta zrobić. Jednak w nocy TĄ drogą i w TYM wieku – może jednak niekoniecznie.
Zwracajcie w następne Wigilie uwagę na ludzi szukających podwózki. Są ludzie dla których spotkanie z tymi, których już nie ma, jest równie (może nawet bardziej) ważne, niż spotkanie z tymi którzy są.
I pytajcie, czy na pewno na Wigilię do rodziny, bo – kurde – mam wyrzut sumienia, czy miły starszy pan nie wracał do pustego domu…
Komentarze