Nieźle musiały opaść kopary Rudeckim, Kalinowskim, Renatom, Piterom, Olszewskim i reszcie wesołej leminżej gromadki. Oto Tusk Donald, premier miłościwie nam panujący, znowu się wkurzył. Na nie byle kogo się wkurzył. Na Stefana się wkurzył. Wór pokutny nakazał mu założyć, głowę popiołem posypać i przeprosić.
Najweselsze jest, to że nie ma znaczenia, co dziadzio-happener z tym zrobi. Ważne jest, że przywódca warknął: warować. I całe stado podwija ogony, kładzie uszy po sobie, by po przejściu wyrzutu kortyzolu (to taki negatywny hormon stresu) – udawać, że nic się nie stało.
Z poczucia przyzwoitości to zrobił? Nie. W trosce o swój wizerunek. Bo mu sprawę za granicą wyciągnęli. Jakby chodziło o ludzkie odruchy, to miał całe trzy dni na wyrażenie swojej opinii. Nie zrobił tego. Może przyzwalał na nakręcanie afery, może miał to w doopie. Jednak gdy przyszło co do czego – rzekł, że od teraz białe jest czarne, a czarne jest białe. I całe stado to łyknie.