Olgierd Jedlina Olgierd Jedlina
705
BLOG

Odpowiadając na żywotne potrzeby całego społeczeństwa…

Olgierd Jedlina Olgierd Jedlina Gospodarka Obserwuj notkę 4

… Unijnego społeczeństwa w dodatku, uchwalono obowiązkową wymianę liczników energii elektrycznej. Nie wiem, czy będzie lepiej. Wiem, że będzie drożej.

Cóż oznacza konieczność wymiany tych liczników? Załóżmy optymistycznie, że liczniki wymieniane są od początku bieżącego roku. Żeby się wyrobić do roku 2020 należałoby wymieniać prawie 7 tysięcy liczników. Dziennie. Załóżmy optymistycznie, że na jednej zmianie dwuosobowa ekipa jest w stanie wymienić 10 liczników (niedawno wymieniano mi licznik, stąd wiem, że to optymistyczne założenie). Oznacza to, że 1500 osób w Polsce powinno się zajmować tylko i wyłącznie wymienianiem liczników.
Oczywiście się nie zajmuje – mamy przecież jeszcze 10 lat na całą operację. Wymianę można zacząć na przykład w roku 2015. Albo jeszcze później. Byle nie za późno, ponieważ zdolności przerobowe ograniczone są od góry dwiema sprawami. Po pierwsze zdolnością wytwórczą producentów liczników, a po drugie liczbą osób z uprawnieniami do ich wymiany. Tutaj nie do końca oczywista ciekawostka: zainwestowanie w zdobycie SEP-owskich uprawnień wydaje się być niezłym pomysłem na spokojne, stabilne zatrudnienie.
Ponieważ liczniki nie są wieczne. Nawet jakby teoretycznie wieczne być mogły – nikomu nie opłaci się takich produkować. Po zainwestowaniu w potencjał zdolny wypluć z siebie minimum kilka tysięcy liczników dziennie (choć stawiam, że kilkadziesiąt tysięcy, ponieważ nikomu, a już najmniej politykom, nie będzie się spieszyć), trudno wymagać, aby się tego potencjału ot tak, po prostu pozbyć. Jestem się w stanie założyć, że żywotność tych nowoczesnych i nowych liczników będzie porównywalna z czasem, jaki zostanie przeznaczony na ich fizyczną wymianę.
Że starodawne, „kręciołkowe”, liczniki też nie są wieczne? Ano nie są. Tylko one kosztują poniżej stówy. Te nowoczesne – kilka razy więcej. W dodatku celem ich wymiany jest bieżące monitorowanie zużywanej przeze mnie energii elektrycznej. To są kolejne koszty. Bez względu na to, w jaki sposób dane te będą pozyskiwane. Z zależnością polegającą na tym, że po im mniejszej linii oporu – tym będzie to droższe.
Bieżące zbieranie danych od kilkunastu milionów odbiorców to zadanie, z jakim polska myśl teleinformatyczna jeszcze się nie zderzyła. Najmniej odległym, w sensie skali, działającym systemem tego typu jest ZUS-owski KSI. Stworzenie tego systemu kosztowało kilka miliardów. Ile tak naprawdę kosztuje jego utrzymanie – nie wie nikt. Różnica polega na tym, że ZUS zasila się danymi raz w miesiącu. W przypadku liczników – może się to odbywać co 15 minut. Albo – jeżeli komuś odbije – co minutę.
Strach się bać ile energii elektrycznej zeżre to po obu stronach. Z jednej – 16,5 miliona działających urządzeń udostępniających dane, które w ten bądź inny sposób (a jest to całkiem osobny i bardzo interesujący temat) zeznawać będzie bieżące zużycie. Z drugiej strony – serwery, które będą musiały to wszystko łykać, przetwarzać i udostępniać. Oraz cała infrastruktura sieciowa pomiędzy, która umożliwi przesyłanie tych danych. Takie rozwiązanie może kosztować dowolne pieniądze. Zarówno na poziomie wdrożenia, jak i późniejszego utrzymania.
Jeżeli kogoś interesuje skala kosztów o jakiej mówimy – może sobie sprawdzić ile (w założeniach!) ma kosztować stworzenie i utrzymanie systemu poboru opłat drogowych.
Oczywiście wszystko w imię politycznie poprawnego oszczędzania energii. Jednak patrząc na swoje ostatnie roczne rozliczenie wychodzi mi, że za prąd-prąd zapłaciłem niecałe 400 złotych. Więcej niż drugie tyle za dystrybucję. Oszczędzać na zużyciu – nie bardzo mam jak. Już jestem oszczędny. Ze zwykłej ekologicznej świadomości. Zarówno pralkę jak zmywarkę włączam poza szczytem. Pomimo jednotaryfowego licznika.
Dziesięcioletnie koszty nowego, lepszego systemu rozliczania, szacuję – ostrożnie! – na 1000 złotych (450 – licznik, 50 – wymiana, 500 – wymiana i przetwarzanie danych). Wychodzi 100 złotych rocznie. Nie widzę możliwości zmiany dziennej struktury swojego zużycia, która dałaby aż taką oszczędność. To by wymagało – w moim przypadku – zróżnicowania opłat w okolicach 70% w różnych godzinach doby. Nierealne.
Nie mam również złudzeń, że całą akcję można odkręcić. Unia locuta – causa finta. Mam jednak poważne obawy, że system będzie kosztować o wiele więcej niż powinien. Nie od dziś wiadomo, że najlepiej zarabia się na drogich, słomianych, otwierających niedowiarkom oczy inwestycjach.

»... Jednym z Polokoktowców jest Olgierd Jedlina, redaktor pisma "Pasikonik", żyjący spokojnie w swoim poukładanym świecie z narzeczoną Ewą. Jego spokój burzy schwytanie jego przyjaciela Adasia przez agentów Kilkujadka. Adasiowi udało się samodzielnie stworzyć formułę Kingsajzu, co może przynieść Polokoktowcom trwałe bezpieczeństwo, jednak dla Adasia staje się przyczyną zguby...« (http://www.zgapa.pl/zgapedia/Kingsajz.html)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka