Nie lubiliśmy się z profesorem, oj nie lubiliśmy. To znaczy ja go nie lubiłem. To znaczy nie lubiłem tego co robił. Być może słuszne koncepcje (albo konieczne, na zasadzie mniejszego zła) w praktyce wdrażania rozmontowały sporą część systemu publicznej kolei pasażerskiej. I wcale nie chodzi o utratę zaufania podróżnych - to można odzyskać w miarę szybko. Utraty potencjału taborowego już nie.
Teraz czekamy na następcę. Ma nie być politykiem (czyli nie Janusz Piechociński, co jest dobrą informacją), a kolejowym fachowcem. Od tego czy związanym z przewozami (oraz jakimi), czy z infrastrukturą może zależeć kierunek zmian. Najważniejsza, co umyka mediom nieustająco, jest ta druga kwestia. Jeżeli tutaj nic szybko nie ruszy, za coraz więcej publicznych pieniędzy wożone będzie coraz mniej pasażerów.
Dlatego mam nadzieję, że jedną z pierwszych rzeczy jaką się zajmie nowy wiceminister, będzie zrewidowanie średniookresowej kolejowej strategii. Jeżeli pomysł i prawne ramy utrzymywania i finansowania infrastruktury opracowane zostaną, jak w obecnych planach, dopiero w latach 2013-2015 – poza magistralami może nie być czego utrzymywać. Oczywiście zacząć jednak trzeba od mądrego przewietrzenia kolejowych spółek. Zwłaszcza jednej spółki.
P.S. Nie podoba mi się sposób odwołania Juliusza Engelhardta. Jeszcze w czwartek decyzje personalne miały być po świętach. W piątek nastąpiło przyspieszenie, ponieważ premier obwieścił, że jednak przed, że ktoś z ministerstwa i nie Grabarczyk. Tak się nie robi. Zwłaszcza, że profesor swoje w tym roku przeszedł.